W ciągu kilku godzin cierpieliśmy, odkrywaliśmy i zniszczyliśmy siebie przez nieskończoną liczbę złamanych granic własnej seksualności
 
Swingerski klub to jedno z tych miejsc, w których nie mógłbym się odnaleźć. Zawsze utożsamiałem je z 40-letnimi tłuściochami wciągającymi koks i – sam nie wiem czemu – ludźmi noszącymi dziwne kapelusze. Jednocześnie byłem tym zjawiskiem cholernie zajarany. Chciałem wiedzieć, co dzieje się w tych obskurnych klubach, w których małżonkowie próbują ratować rozpadające się związki, a reszta zaspokaja swoje najcichsze fantazje seksualne.
 
W walentynki zdecydowałem, że na Tinderze znajdę kogoś, kto będzie chciał wybrać się ze mną do jednego z tych przybytków. W duchu poligamii postawiłem sobie za cel znalezienie dwóch lasek, które nie będą miały nic przeciwko, i pójdą ze mną w ramiona rozpusty.
 
Strona internetowa ze zdjęciem faceta gryzącego tyłek dziewczyny wyglądała na tyle zachęcająco, że wybrałem właśnie ten klub. Nazywał się L'Orage (po francusku „sztorm"). Tematem przewodnim tegorocznych walentynek były – jakże wyzywająco – czekolada i cycki, a udział wziąć mogły jedynie kobiety albo pary.
 
Znalezienie dwóch dziewczyn, którym będę podobał się ja, będą podobały się same sobie, a co najważniejsze – dadzą mi i innym posuwać się bez większych problemów, było zadaniem praktycznie niewykonalnym. Gdy porzuciłem już wszelkie nadzieje, jak grom z jasnego nieba wpadła na mnie Rose, moja dawna tinderowska match. Poszliśmy do baru i zwierzyłem się jej z problemu.
 
– Dlaczego nie weźmiesz mnie? – spytała ku mojemu zdziwieniu.
 
Dwa dni przed świętem zakochanych spotkałem się z Mariką, artystką, która właśnie przyjechała do Montrealu i generalnie miała wyjebane. Dobrze nam się rozmawiało i po kawie skoczyliśmy do mnie na pizzę i piwo. Dużo piwa. Gdy zaczęliśmy już całkowicie zamulać, zapytałem ją, co sądzi o moim pomyśle na wspólne spędzenie walentynek. Zgodziła się bez chwili namysłu.
 
14 lutego czekałem na obie dziewczyny od 19.30. Rose spóźniła się o dwie godziny, niosąc z sobą wino. Zauważyła, że byłem wyraźnie zdenerwowany, bo co pięć sekund maniakalnie sprawdzałem telefon, czekając na jakiś znak od Mariki. Moje zachowanie strasznie rozbawiło Rose, więc rozkazała, bym dał sobie spokój. Postanowiła, że znajdzie na Tinderze kogoś innego.
 
Po godzinie z morza załamania i odrzucenia wyłoniła się pierwsza chętna – Daphnee:
 
– Ten pomysł brzmi całkiem spoko. Jestem teraz na domówce, ale mogę do was dobić za jakąś godzinkę.
 
Zgodziliśmy się.
 
Pognaliśmy czym prędzej do klubu dżipem jakiegoś gościa znalezionego na Uberze. Wyrzucił nas w dzielnicy z kościołem i pojawiającymi się znikąd menelami. W rytmie taniego techno poszliśmy w stronę neonów naszego klubu. Przed wejściem ustawiła się już kolejka wkurwionych par, których nie wpuszczono. Zestresowany łysy ochroniarz zawołał nas do siebie i powiedział, że klub jest pełny.
 
Zakomunikowałem mu, że umówiliśmy się mailowo z właścicielem. Spojrzał szybko na swoją listę w Iphonie i zaprosił nas do środka.
 
To, co ukazało się moim oczom, było naraz smutnym i dezorientującym atakiem na mój mózg. Klub wielkości ogródka działkowego wypełniali po brzegi 60-latkowie konwulsujący w rytm muzyki techno. Blond laski w średnim wieku skręcały się w dziwne pozycje w klatkach, mając śmierć w oczach i wybotoksowane czoła. Śmierdziało tam jak w lumpeksie perfumerii. Tak chyba wygląda piekło...
 
Gdy weszliśmy do środka nastąpiła wyraźna pauza. Morze emerytów zaczęło gapić się na nas, jakby byli łysiejącymi wampirami, czyhającymi na naszą młodość i witalność. 60-latek z zaparowanymi okularami w hawajskiej koszuli uśmiechnął się do nas, poruszając w tym samym czasie swoimi biodrami jak geriatryk Steve Urkel. Nie było tu małżeństw pragnących przygody, tylko ludzie próbujący spełnić swoją listę rzeczy do zrobienia przed śmiercią, a ta w ich przypadku zbliżała się wielkimi krokami.
 
Przy tylnej ścianie można było zauważyć nachodzące na siebie cienie, niemy film porno oglądany przez ścianę zrobioną z delikatnie podświetlonych koralików.
 
Czułem się jak w domu starców, w którym ktoś rozbił piniatę z ecstasy. Zamarliśmy w bezruchu przez sekundę, nie wiedząc, co zrobić w całej tej sytuacji, po czym poszliśmy się napić. Barmanka w średnim wieku po milionie operacji plastycznych powiedziała Rose, że jeśli pokaże cycki, dostanie darmowego drinka. Nim barmanka skończyła, Rose już ściągała stanik, po czym wręczyła mi piwo, żeby ubrać się z powrotem.
 
– Nie, nie, nie! Masz mieć cycki na wierzchu przynajmniej do końca tego kawałka!
 
Rose siedziała więc zdenerwowana jako jedyna topless, trzymając swoje piwo i czekając na koniec żenującego remiksu Calvina Harrisa.
 
Para za nami – tatusiek w golfie i jego gruba żonka – wyczuli nasz zapach i ruszyli w naszą stronę. Uciekliśmy od nich na parkiet, zanim w ogóle spróbowali zacząć z nami rozmawiać o Facebooku. Chcieliśmy zniknąć wśród muzyki czy coś. Szybko jednak otoczyła nas grupa facetów w hawajskich koszulach i kobiet w ciasnych, sprośnych wdziankach. Neony z DJ-ki odbijały się od skóry tłumu, a staruszkowie zaczęli dobierać się do Rose. Była z pewnością najmłodszą przedstawicielką płci pięknej w tym klubie, młodszą od kolejnej o przynajmniej 15 lat. Zaczęliśmy zmieniać co chwila nasze położenie, czując, że jesteśmy osaczani. Był to ten sam strach, który czujesz, gdy powoli goni cię grupka meduz.
 
Czym prędzej pobiegliśmy do pokoju z tyłu, kurczowo trzymając nasze browary, a siebie za ręce. Zestresowany łysy koleś robił teraz za ochroniarza. Kazał nam skończyć browary przed wejściem. Wzięliśmy je na hejnał, przeszliśmy przez zasłonę z koralików i odetchnęliśmy z ulgą.
 
W ośmiu różnej wielkości łóżkach ustawionych dookoła wszyscy rżnęli się jak króliki. Pokój miał żygawiczno-neonowo-pomarańczowy kolor od dziwnie unoszących się wielkanocnych jajek-lampek. Delikatny chór mlaskających ust, genitaliów i jęków dźwięczał wokół nas. Miski z kondomami w pokoju wyglądały jak te z cukierkami w recepcji. Czuć było lateks, perfumy i stęchliznę odbytu.
 
Po prawej stronie jakiś koleś strzelał agresywnie palcówkę swojej żonie skulonej w pościeli. Następne łóżko zajmowała wielka Murzynka ze swoim mężem, małym Włochem, który wchodził na nią, podgryzając ją przy tym. W rogu mężczyzna z obfitym mięśniem piwnym i kozią bródką posuwał ostro 30-letnią brunetkę, najprawdopodobniej prostytutkę. Pośrodku pokoju pary zamieniały się z sobą miejscami, wybierając łóżka jak w Ikei.
 
Stół do masażu nie był zajęty, więc Rose rozpięła mi pasek i zaczęła mnie ujeżdżać. Zdjęła z siebie top i pokazała stringi, które kupiła specjalnie na tę okazję. Czułem się strasznie niepewnie, będąc półnagi, i wiedziałem, że wszyscy mnie obserwują, jakby mój penis był w telewizji. Nagle jakiś facet wyłonił się z ciemności i złapał Rose za tyłek, ale w swoim położeniu niewiele mogłem zdziałać.
 
Gdy wielkie łóżko przy wejściu zostało zwolnione, przenieśliśmy się tam i zaczęliśmy nawzajem się rozbierać, dopóki nie byliśmy całkiem nadzy. W miarę atrakcyjna para ruszyła w naszą stronę, więc uśmiechnąłem się do nich. Podeszli powoli do naszego łóżka i jedno drugiego zaczęło namiętnie rozbierać. Szeptali do siebie po rosyjsku. Wiedzieliśmy, co się zaraz stanie. Kilka par i samotny mężczyzna otoczyli nasze łóżko, żeby obejrzeć czworokącik.
 
Po 20 minutach opadliśmy po bokach łóżka, zmęczeni i – co dziwne – pijani. Wtedy zadzwonił mój telefon. Zanurkowałem na podłogę, żeby go odebrać.
 
– Cześć, tu Daphnee, weszłam do środka, gdzie jesteście?
 
Wyjrzałem zza łóżka na salę z parkietem i zobaczyłem cień młodej dziewczyny rozmawiającej przez telefon. Po chwili weszła za koraliki. Zakryłem jaja bokserkami, mimo że byliśmy w pokoju seksu. Widziałem tę dziewczynę po raz pierwszy w życiu, więc chciałem wypaść na miłego. Miała kręcone rude włosy. Podeszła do mnie ubrana w skórzaną kurtkę i przedstawiła się.
 
– Dzięki, że wpadłaś. To jest... eee... – jąkałem się, wskazując na starszą kobietę, która robiła mi loda.
 
– Jana – przedstawiła się Rosjanka, wstając z łóżka, by uścisnąć jej dłoń.
 
– Alex – powiedział Rosjanin i zrobił to samo.
 
Czuliśmy się jak w tej scenie z filmu, gdy koleś ubrany w dres do biegania patrzy, jak inny posuwa jego żonę.
 
– Może się napijemy? – zaproponowała Rose, rozluźniając atmosferę.
 
Rose znowu pokazała cycki na czas kolejnego kawałka i zaczęliśmy rozmawiać. Jana siorbała piwo, uśmiechając się, gdy ja z Alexem prowadziłem small talk.
 
– Montreal latem to całkiem inne miasto.
 
„Co, kurwa?! Żona tego gościa robiła mi laskę, a teraz rozmawiam z nim o pogodzie i innych pierdołach jak z kolegą poznanym na grillu?!". Zapytałem, czy mają coś przeciwko, że zrobiłem im zdjęcia.
 
– Nie, mamy to gdzieś – odparł Alex. – Jana, jesteśmy sławni!
 
Była druga w nocy i sytuacja na parkiecie się uspokoiła. Pary dookoła baru zajmowały się sobą prawdopodobnie dlatego, że się wymieniły. Za konsoletą stał teraz młody DJ i patrzył ze smutkiem na tańczących starców. Zastanawiałem się, co złego musiał w życiu zrobić, żeby tu trafić. Znudziliśmy się i wróciliśmy do pokoju za koralikami.
 
Seks dookoła wydawał się już całkowicie normalny. Nie dziwiły mnie teraz gołe tyłki i penisy wystające z każdego kąta. Czułem się wyluzowany, widząc za nami gościa w butach sportowych, jakbym widział sąsiada na spacerze z psem (jednak ciągle dziwili mnie samotni faceci. Musieli nie załapać się na wymianę albo ich żony poszły z kimś innym).
 
Zacząłem z dziewczynami trójkącik. Kilku samotników przyglądało się nam, badając, ile jesteśmy w stanie tolerować. Zbliżył się do nas wielki Murzyn z przypiętym czarnym dildem. Nie zwróciłem na niego uwagi. Podczas gdy zajmowałem się Daphnee, facet wyglądający jak Gilbert Gottfried zaczął robić Rose petting. Odskoczyła i położyła się koło nas. Zafundowałem jej palcówkę, by w ten sposób jakby ją ochronić. Leżeliśmy sklejeni ciałami w trójkę obserwowani przez tłum.
 
Rozmawiając później z Daphnee, dowiedziałem się, że w pewnym momencie poczuła silny ból głowy. Przerażona stwierdziła, że ktoś uderzał ją, gdy uprawialiśmy seks. Kiedy się otrząsnęła, tamtego faceta już nie było.
 
Około trzeciej w nocy kobieta z obsługi grzecznie oznajmiła, że zamykają lokal. Mówiła to każdemu, nawet tym w środku aktu.
 
Ubraliśmy się, przebiegliśmy koło tłumu i wskoczyliśmy do taksówki. Gdy patrzyłem przez okno, Rose i Daphnee zaczęły się z sobą zaprzyjaźniać. Miałem wrażenie, że mój mózg – po intensywności tego, co właśnie przeszedł – krzyczy, a ja zastanawiałem się, jak wrócić do normalnego świata. Mroczne światła, czarne dilda i lewitujące jajka wielkanocne wciąż zaprzątały moje myśli. W ciągu kilku godzin cierpieliśmy, odkrywaliśmy i zniszczyliśmy siebie przez nieskończoną liczbę złamanych granic własnej seksualności. Teraz musimy wrócić do asapów, bezmyślnych podziękowań i brunchów kontynentalnych.
 
Taksówka odwiozła mnie do domu, a dziewczyny ucałowały na dobranoc. Ale zaśnięcie w tym wypadku było niewykonalne. Miałem w sobie za dużo adrenaliny, żeby zasnąć, więc usiadłem na łóżku i przez cztery godziny grałem w internetowe szachy aż do wschodu. Zasnąłem przy świetle słońca wpadającego przez okno i przy zapachu fermentującego wina z wypitej do połowy butelki. „Co za mroczne, dziwne i niesamowite miejsce" – pomyślałem.
 
Wesołych walentynek.
 
vice.com
 

Dodaj komentarz


Szukaj

Newsletter

Zapisując się na newsletter, zgadzam się na przetwarzanie danych osobowych, akceptując warunki Polityki prywatności.
BIGtheme.net http://bigtheme.net/ecommerce/opencart OpenCart Templates