Swing United - totalna porażka polskich swingersów
 
Za nami kolejna odsłona wydarzenia o nazwie Swing United. Podobno imprezę odwiedziły tłumy, podobno śmietanka świata swingerskiego zjechała z całej Polski, aby Warszawę uczynić stolicą lubieżności. Faktycznie, namiętność płonęła a blask rozkoszy przyćmił tej nocy wszystko i wszystkich. 
 
Też odnotowałam to wielkopomne wydarzenie. niemniej jak dla mnie płomień namiętności swingerskiej ledwo się tlił, a świeca, która - w zamyśle organizatorów - miała dumnie karmić rozgrzany do czerwoności knot, była tak wątła jak wątłe są przyrodzenia panów swingersów...
 
Impreza, tak jak poprzednie, przeszła bez jakiegokolwiek echa. Głucho wszędzie, cicho wszędzie. Zero pochwał, zero opisów, zero anegdot. Był Swing United, a jakby go nie było... Może to i dobrze, po co bowiem wspominać porażkę? Każdy rozumny człowiek wie, jak wygląda polski Janusz, jak prezentuje się polska Grażyna, jak obydwoje lubią się zabawić. Tak z przytupem, tak swojsko, tak przaśnie... Tak w rytm idei, o której nie mają bladego pojęcia...
 
Przerost formy nad treścią to znak rozpoznawczy organizatorów Swing United, o czym mógł się przekonać każdy, kto oczekiwał od owej imprezy zachodnich standardów. Znów były kobiety, które nie potrafią chodzić w szpilkach, znów dało się słyszeć żarty poziomem odpowiadające umysłowi dziesięciolatka, znów ten sam chocholi taniec marionetek uwiedzionych słowem "swing".
 
Jakie to żałosne, jak strasznie odarte z jakiejkolwiek magii, jak mocno przepełnione beznadzieją...  Oczy przecieram ze zdumienia a na mojej twarzy rysuje się grymas zgorszenia, gdy widzę jak polski swing jest niszczony przez amatorów, którzy uwierzyli, że są w stanie ponieść kaganek swingerskiej oświaty. Niemcy mawiają, że pycha przed upadkiem chodzi. To prawda, gdy pojawia się kolejna odsłona Swing United, niemieckie przysłowie nabiera szczególnej mocy a mnie jest zwyczajnie wstyd. Wstyd za miejsce, za ludzi, za czas.
 
Strasznie mieć rozbudowaną świadomość, dużą wiedzę i możność porównywania. Gdybym nie była obdarzona tymi przymiotami, może - jak większość Januszy i Grażyn - potuptałabym przy rytmie przaśnych dźwięków i oddałabym się przyjemnościom jakie mają do zaoferowania mężczyźni o wyglądzie nieoględnym i poziomie wiedzy wróbla ćwirka. Cóż to by była za zabawa! W oparach taniego tytoniu, wywietrzałego alkoholu i rozmów pikujących jak Ikar, którego słońce pozbawiło skrzydeł. Żyć, nie umierać.
 
Niestety, High Class Level nie uznaje kompromisów, co więcej, w swój genotyp ma wpisany nie tylko ponadprzeciętny poziom, ale również nieustanne dążenie do perfekcji. Tym samym Swing United mogę potraktować jako coś, co było, gdzie coś się działo, ktoś coś robił. Takie miałkie wydarzenie, któremu poświęciłam odrobinę swego cennego czasu, bo przez chwilę chciałam zobaczyć jak się bawią szaraczki, jak rozkosznie krążą po kręgu własnej nieudolności i własnych ograniczeń. Zapragnęłam zajrzeć do świata, którego najwyższy poziom jest tuż pod moim obcasem, już jednak wystarczy, wracam na Olimp, wam zaś, Drodzy Organizatorzy, życzę kolejnych sukcesów, sukcesów skrojonych na miarę waszych karłowatych możliwości i zmurszałych planów...
 
Joanna Dark
 

Dodaj komentarz


Szukaj

Newsletter

Zapisując się na newsletter, zgadzam się na przetwarzanie danych osobowych, akceptując warunki Polityki prywatności.
BIGtheme.net http://bigtheme.net/ecommerce/opencart OpenCart Templates