POLNISCH

Rozkoszny świst bata...

Wczorajszy wieczór spędziłam w dość nietypowy sposób. Otóż gdy wyszłam z łazienki, mój ukochany przywitał mnie swą nagością. Leżał rozkosznie pobudzony w naszym wielkim łożu, w ręku zaś dzierżył skórzany bat...
 
Spoglądałam to na jego penisa, to na narzędzie służące do słodkiego karcenia. Chwila, kiedy to stałam przed mężczyzną, który mnie pożądał, była brzemienna w natłok myśli. Sączyły się one niczym lawa z rozgniewanego wulkanu...
 
- Czy zrobiłam coś nie tak?
 
- Owszem, jesteś za piękna...
 
- Czy to źle?
 
- Skądże
 
- To dlaczego spotka mnie kara?
 
- To nie kara, to nagroda...
 
Gdy żywy ogień trudnych pytań i odpowiedzi wypalił się doszczętnie, wylądowałam na tzw. Ławce Kochanków. Mebel ów dostałam od swojego wielbiciela, który postanowił obdarować mnie cielesną przyjemnością...
 
Świadomość, że inny mężczyzna sprawił mi taki prezent i zapewne wyobraża sobie do czego on służy z moim udziałem, podniecała mojego mężczyznę do granic możliwości.
 
Nie minęła minuta, jak leżałam na ławce twarzą skierowaną ku ziemi a kochanek zakładał mi na nogi rozpórkę. Po niej przyszła pora na nadgarstki, które pokrył chłód metalowych kajdanek.
 
Leżałam ponętnie unieruchomiona na ławce i czekałam z pokorą na nadchodzące wydarzenia.
 
- Myślisz o innym mężczyźnie?
 
- Skąd, jak tak możesz myśleć?
 
- Wybiję ci z głowy innego samca, należysz do mnie i tylko mi będziesz usługiwać!
 
Świst bata i bolesna pręga na mej pupie były sugestywnym potwierdzeniem słów mojego właściciela... Batożenie w pozycji całkowicie nieruchomej to zupełnie inny wymiar przyjemności...
 
Bolało, owszem, skłamałabym, gdybym twierdziła inaczej. Bolało ale zasłużyłam na tę karę i jestem wdzięczna za batożenie, które mnie spotkało.
 
Od dawna walczę z nieposłuszeństwem względem mego mężczyzny, niestety czasem zapominam o swej suczej powinności... Na szczęście są meble i gadżety, które sprowadzają na ziemię niesforne kobiety.
 
Mój ukochany skutecznie i dosłownie wybił mi z głowy innego mężczyznę. Skórzany bat wskazał mi właściwe miejsce a Ławka Kochanków do dziś stoi w naszym apartamencie na czołowym miejscu. Tak abym była świadoma co może mnie spotkać, gdy będę niegrzeczna...
 

Czy bondage to rozrywka?

Czy bondage to rozrywka?
 
Nazwanie tego "rozrywką" to dość mocne uproszczenie. To nie wyjście do kina czy teatru tylko intymna relacja pełna emocji.
 
Jakie było najbardziej nietypowe zlecenie związane z wiązaniem?
 
Zdecydowanie wieczór panieński. Koleżanki przyszłej panny młodej wiedziały, że chciała być związana, miała taką fantazję, więc pojawiłem się. Najpierw wyjaśniłem jej, co będę robił. Wiązanie trwało 2 godziny.
 
A jeśli ktoś nagle poczuje się niekomfortowo?
 
Natychmiast rozcinam liny. Czasem zdarza się, że ktoś po prostu wpadnie w panikę z powodu fizycznego unieruchomienia.
 
Wiązanie to większa przyjemność dla mężczyzn, czy dla kobiet?
 
Rozgraniczyłbym to na osobę wiązaną i tę, która wiąże. Osoba wiązana ma zdecydowanie inne odczucia. Doświadcza ograniczenia ruchowego. Musi zaufać osobie, która ją wiąże i poddać się jej. Osoba, która wiąże jest tutaj "mistrzem ceremonii". Prowadzi całość, decyduje prawie o wszystkim, jednocześnie obserwując reakcję osoby, którą wiąże i czuwając nad jej bezpieczeństwem.
 
 
Więcej na: kobieta.wp.pl
Sztuka wiązania, rozmowa z Piotrem Blachowskim
 

Zachwycaj kuszącą bielizną

Zmysłowa sexi bielizna to sekret każdej kobiety, która lubi czuć się atrakcyjnie w sypialni. Dlatego na naszej stronie prezentujemy propozycje klasyczne i te bardziej odważne, odpowiednie dla każdej figury. Erotyczna bielizna damska może być wyjątkowym prezentem dla partnera. Prześwitujące materiały, delikatne koronki i podkreślające atuty kobiecej sylwetki fasony rozbudzą Wasze zmysły i wniosą do alkowy odrobinę urozmaicenia.
 
Naszą ofertę przygotowaliśmy tak, aby każdy znalazł tu coś odpowiedniego dla siebie, bez względu na wiek, rozmiar czy preferowany typ bielizny. Delikatne i zwiewne koszule nocne subtelnie otulają ciało prześwitującą jak mgiełka tkaniną. Są eleganckie, kobiece, a zarazem wyjątkowo kuszące. Odważne bodystocking polecamy paniom chcącym zaprezentować wszystkie swoje atuty w nietypowym wydaniu. Można też skompletować własny zestaw erotyczny. Wystarczy dobrze dopasowany biustonosz, gorset, skąpe majteczki i pas do pończoch. Taki komplet nie tylko rozbudza wyobraźnię, ale też świetnie modeluje sylwetkę.
 
Oprócz koszulek nocnych, kuszących pończoch, stringów czy bodystocking polecamy również fantazyjne przebrania i kostiumy erotyczne. To doskonały sposób na urozmaicenie życia w sypialni. Nasze propozycje stanowią atrakcyjne pomysły na upominek dla ukochanej, ukochanego lub z okazji wieczoru panieńskiego i kawalerskiego.
 

Grey kontra Massimo

Grey kontra Massimo
 
Książka E. L. James pt. „50 twarzy Greya” szturmem wdarła się na szczyt międzynarodowych list bestsellerów. Sprzedana w milionach kopii, wyprzedziła inne interesujące tytuły i szybko doczekała się ekranizacji. Nasze polskie podwórko także doczekało się własnej wersji popularnego erotyku. „365 dni” Blanki Lipińskiej zwane jest jako „Znakomite połączenie 50 twarzy Greya i Ojca Chrzestnego”. Nie zdecydowałam się na przeczytanie książek, jednak na filmy się skusiłam. Najpierw sięgnęłam po „365 dni”, a potem dla porównania obejrzałam Greya. Teraz postanowiłam podzielić się z Wami moimi odczuciami po obejrzeniu filmów. Czy było aż tak źle?
 
Montaż i realizacja
 
Kiedy na platformie Netflix pojawił się film na podstawie książki Blanki Lipińskiej, zabrałam się za niego od razu – głównie z czystej ciekawości. Jednak tego samego dnia nie byłam w stanie obejrzeć go do końca. Sposób w jaki zmontowano film sprawił, że męczyłam się samym jego oglądaniem. Miałam wrażenie, że oglądam amatorski i niskobudżetowy teledysk składający się z setki przypadkowych scen. Najlepszym przykładem tego chaosu jest ciąg wydarzeń pod koniec filmu, gdzie w jednym momencie pojawia się Massimo, w drugim Laura idzie z nim na zakupy, a w trzecim jest na jakimś ślubie. Co to miało być? Doskonały przykład tego, jak się nie powinno robić filmów...
 
„50 twarzy Greya” w przeciwieństwie do polskiego konkurenta pod względem montażu jest zrealizowane lepiej. Film prezentuje jasną fabułę i, moim zdaniem, dobrze zbudowaną. Wydarzenia następujące po sobie mają sens, są ze sobą powiązane i nie stanowią miksu przypadkowych scen.
 
O budowaniu relacji
 
Bohaterowie „365 dni” nie są mocną stroną filmu. Główne postacie są pozbawione głębi, a wcielający się w nie aktorzy nie mogą się wykazać umiejętnościami aktorskimi. Massimo to Assasyn a nie sycylijski mafioso. Mężczyzna pojawia się znikąd i jest zmienny niczym pogoda w kwietniu – w jednym momencie mówi, że nie dotknie Laury bez jej zgodny, parę minut później chwyta ją za gardło i oznajmia, że jest tylko jego. A co do Laury… Nie potrafiłam jej rozgryźć. Z początku wydaje się twardą kobietą, która na dzień dobry zgniata facetów małym palcem, lecz przy Massimo staje się całkiem uległa...
 
W przeciwieństwie do „365 dni” w „50 twarzach Greya” obserwujemy, jak między bohaterami budowana jest relacja. Widzimy jak bohaterowie docierają się, jak rodzi się między nimi napięcie seksualne. Mamy dwa charaktery, dominującego Christiana i nieśmiałą Annę, jednak Anna nie jest jak Laura. Ona przez długi czas pogrywa sobie z Christianem, negocjuje warunki umowy, doprowadza go do szału...
 
Czy na pewno szokują?
 
Oba filmy mają za zadanie szokować, jednak Grey robi to z większą klasą. „50 twarzy Greya” szokuje koncepcją pana i uległej, niemniej samemu filmowi daleko do skandalizującego erotyku, a bliżej do romansidła z udziałem bogatego chłopca, który zamiast na spacer po wesołym miasteczku zabiera dziewczynę do pokoju zabaw (bez konsoli). Ekranizacja „365 dni” może i jest odważniejsza, ale niestety niesmaczna, bo między bohaterami nie ma chemii i nawet te romantyczne sceny z widokiem na morze nie są w stanie jej wykrzesać. A zabawy Laury i Massima na jachcie? Pozostawię bez komentarza...
 
„365 dni” robi TO lepiej!
 
Czy jest coś, za co mogę pochwalić „365 dni”? Tak. To zakończenie, które mnie zaskoczyło. Tajemnicze, z narastającym napięciem i w końcu dobrze zrealizowane. Za to zakończenie w Greyu to jakaś pomyłka. Anna prosi Christiana, aby ujawnił przed nią to, co najgorsze, by po wszystkim mieć do niego pretensje...
 
Podsumowanie
 
„365 dni” i „50 twarzy Greya” to produkcje, które doczekały się medialnego szumu, głównie setek negatywnych recenzji, które tylko napędziły popularność autorek, sprzedaż książek i ostatecznie grono widzów. Możemy pisać, że te filmy to gnioty, ale nie odmówimy sukcesu ich twórcom, do którego sami się przyczyniliśmy. „Nieważne, jak mówią, ważne, żeby mówili” – prawda?
 
Obie historie nie należą do wybitnych, jednak jeśli ktoś twierdzi, że „50 twarzy Greya” zasługują na tytuł najgorszego filmu, jest w błędzie. Grey przy „365 dniach” to, w moim odczuciu, produkcja nakręcona na wysokim poziomie. Ekranizacja polskiego erotyku zawiera wiele podstawowych błędów już na poziomie montażu, które negatywnie odbiły się na całej fabule. Bez znajomości książki widz od pierwszych minut filmu jest zagubiony, a z kolejnymi scenami jego frustracja jedynie narasta. Czy twórcy wyciągną lekcję i popracują nad popełnionymi błędami przy ekranizacji drugiego tomu serii?
 
mowmikate.pl
 

365 dni - recenzja filmu

365 dni - recenzja filmu
 
Adaptacja kontrowersyjnej książki Blanki Lipińskiej miała udowodnić, że rodzime kino, wciąż z pewną dozą nieśmiałości podchodzące do seksu, dojrzało do filmu erotycznego na światowym poziomie. Jak często bywa w takich przypadkach, oczekiwania rozmijają się z rzeczywistością.
 
Na pierwszy rzut oka wszystko się zgadza: "365 dni", szumnie zapowiadane jako polska odpowiedź na "50 twarzy Greya", zrealizowano w teledyskowo-reklamowej estetyce. Tłem dla ognistego romansu są pocztówkowe plenery, luksusowe posiadłości, modne kluby i prywatne jachty, na których nieprzeciętnie atrakcyjni bohaterowie przeżywają kolejne uniesienia. Rytm ich ekstatycznych zbliżeń wyznaczają wpadające w ucho popowe hity. O ile jednak relacja Anastasii i Christiana (Dakota Johnson i Jamie Dornan) opierała się na równorzędności partnerów, a dziewczyna w każdej chwili mogła się wycofać z układu zaproponowanego jej przez charyzmatycznego miliardera, o tyle znajomość Laury (Anna-Maria Sieklucka) i Massima (Michele Morrone) pozbawiona jest tej symetrii. 
 
Autorka literackiego pierwowzoru chciałaby nas oczywiście przekonać, że mamy do czynienia z typem "czułego barbarzyńcy", który choć nieokrzesany, za wybranką swego serca skoczyłby w ogień. Niestety jego znajomość z Laurą zaczyna się dość niefortunnie – przystojny mafiozo porywa dziewczynę, czym jakoś nie zyskuje jej sympatii. Obiecuje wprawdzie, że nie dotknie jej bez jej zgody, a jeśli w ciągu 365 dni nie odwzajemni ona jego miłości, wspaniałomyślnie zwróci jej wolność, ale chętnie wykorzystuje swoją przewagę. Przykuwanie bohaterki do łóżka czy wkładanie ręki w jej bieliznę (w obecności współpracowników i załogi prywatnego samolotu) nie liczą się więc jako "dotykanie", zaś zakupy w ekskluzywnych butikach są zadowalającą formą ekspresji uczuć. 
 
Dopełnieniem obrazu toksycznego mężczyzny jest jego ofiara. Choć Laura z założenia ma być dziewczyną, której siła charakteru zaskakuje Massima, bardzo szybko zaczyna się urządzać w przygotowanej dla niej złotej klatce. Decyzję tę ułatwia jej fakt, że ciemiężyciel to przystojny, bogaty i hojnie obdarzony przez naturę mężczyzna. A że chcąc zdobyć kobietę, ucieka się do przemocy? Blanka Lipińska próbuje nas przekonać, że fabuła jej dzieła to tylko niewinna fantazja, taka tam wariacja na temat wakacyjnego romansu, zapomina jednak o subtelnej różnicy między odgrywaniem ról (Anastasia i Christian) a rzeczywistym porwaniem (Massimo i Laura). Tym samym "365 dni", mimo że sprzedawane jako romantyczna opowieść o przeznaczeniu, w istocie jest naiwną bajeczką utrwalającą seksistowskie stereotypy i w karykaturalny sposób przedstawiającą relacje damsko-męskie.
 
Ewelina Leszczyńska
 

Zapach pożądania...

Zapach pożądania...
 
Ostatnio zagłębiłam się w lekturę książki "Zapach pożądania" autorstwa Weroniki Jowskiej. Któż to taki? To kobieta piękna, bogata i... znudzona swoim dotychczasowym życiem. Znudzona do tego stopnia, że postanawia zatracić się w słodkich rozkoszach cielesnego świata... Urozmaicenie znajduje m.in. w ramionach Adama, syna ogrodnika, rozkoszuje się ciałem pewnego fotografa, ulega także wdziękom młodego górala...
 
Historie, które przetaczają się przez łamy książki, są napisane z lekkością, wzbogacone odpowiednią dozą pikanterii, nierzadko mamy do czynienia z prawdziwymi perełkami językowymi...
 
Gdy czytam o męskim nasieniu, którego smak autorka porównuje do "iglastego lasu skąpanego w zimowym słońcu", to muszę przyznać - jestem pod wrażeniem ;) Co więcej, moja wyobraźnia domaga się dalszych szczegółów i je dostaje... Oto bowiem sperma, którą smakuje bohaterka, "pachnie szorstką korą i łagodnymi kwiatami lawendy...".
 
Takich majstersztyków językowych jest dość dużo, co bez wątpienia zaświadcza o wartości słowa ujętego w ramy tekstu. Tekstu - dodajmy - pełnego ostrej lubieżności i wysublimowanego erotyzmu. Po "Zapach pożądania" warto sięgnąć z jeszcze jednego powodu. Otóż bohaterka, którą być może jest sama autorka..., śmiało kroczy po ścieżkach cielesnych przygód, zachowując przy tym pewną dozę pruderyjności.
 
Gdy ma opory przed osobistym odbiorem wibratora czy jest zawstydzona, gdy kochanek słodko okrasza jej twarz - nie wiemy do końca, czy to autentyczne reakcje czy może kokieteryjna gra bohaterki...
 
Tak skonstruowana treść - jak dla mnie - wprowadza pewną świeżość, w którą ubrana jest nasza nimfomanka. Czytamy więc z zapartym tchem o odgrywaniu ról dziwek czy pokojówek, po chwili zaś "kobieta wiecznie głodna" informuje nas, że nigdy z narzeczonym nie przeżyła finału zakończonego w ustach...
 
Dziwna to konstrukcja, acz ciekawa... Budząca zainteresowanie i chęć zagłębienia się w dalszą lekturę ;)
 

Szukaj

Newsletter

Zapisując się na newsletter, zgadzam się na przetwarzanie danych osobowych, akceptując warunki Polityki prywatności.
BIGtheme.net http://bigtheme.net/ecommerce/opencart OpenCart Templates